sobota, września 22, 2018

II tydzień Jemy w Łodzi Food Fest 2018

Ciężko uwierzyć w to, że Jemy w Łodzi Food Fest już się kończy. Te 14 dni minęły bardzo szybko, a mnie niestety nie udało się zjeść wszystkich tych pyszności, które sobie założyłam przed rozpoczęciem imprezy. Pamiętajcie, że jeszcze tylko jutro, tj. w niedzielę 23.09, możecie spróbować dań na trzech trasach kulinarnych: azjatyckie zupy, pierogi świata i dekadenckie desery.



Drugi tydzień festiwalu nie był aż tak bardzo w moim guście jak pierwszy. Nigdy nie byłam największą fanką zup, choć teraz coraz mocniej się do nich przekonuję. W zeszłym tygodniu jednak street food wygrał wszystko. Wygrał nawet z deserami, które serwowane są w tym tygodniu. :) Żałuję tylko, że nie wystarczyło mi czasu na spróbowanie festiwalowych pierogów.

***

W środę udałam się do DOKI gastrobar na OFF Piotrkowska. Było to moje pierwsze danie w ramach drugiego tygodnia festiwalu. I od razu zaczęłam z grubej rury.

Na stół wjechała azjatycka zupa z krewetkami, chilli, warzywami, galangalem czyli przyprawą o pieprzno-imbirowym smaku, a także z tamaryndowcem, trawą cytrynową, marynowanym imbirem i z dodatkiem mleka kokosowego. Na pewno zupa jest dla osób lubiących wyraźnie, ostre smaki. Bo była BARDZO pikantna. Mimo tego czuć było świetny balans pomiędzy słodkim i kwaśnym. Smak był dość złożony i naprawdę ciekawy. Dobrze uzupełniały to warzywa, które fajnie chrupały i stanowiły kontrę do ostrej zupy.



Przyznaję się bez bicia, że ostrość tego dania zupełnie mnie pokonała. Lubię czasem zjeść pikantną potrawę, ale ta była dla mnie zbyt ostra. W takiej sytuacji fajną opcją jest to, że załoga Doków może dodać do waszej zupy większą ilość mleka kokosowego, aby trochę złagodzić jej smak. Szkoda, że kelner uświadomił mnie o tym dopiero po fakcie, gdy cała zasmarkana uregulowałam rachunek. :)

 OCENA: 4,5/5
Cena: 22 zł

DOKI gastrobar
OFF PIOTRKOWSKA, ul Piotrkowska 138/140

 ***

Dekadencki deser w Pawilonie był tym, na co czekałam cały pierwszy tydzień festiwalu. Sernik michałkowy śnił mi się niemal po nocach. Nie był tak słodki, na jaki wyglądał, co jest naprawdę dużym plusem. Porcja solidna - moja była ogromna i cieszę się, że mój narzeczony mi pomógł, bo sama nie dałabym rady. Niestety minusem, który właściwie zaważył na ocenie, były niewyczuwalne Michałki. Przynajmniej w moim kawałku. A że ja Michałki uwielbiam, to bardzo nawet nie spodziewałam się, że nie będę ich czuć. Szkoda. Choć sernik sam w sobie naprawdę świetny.

Jednak dużym plusem tego deseru był malinowy sorbet na patyku. Fajny, kwaśny, czuć było pestki malin i to, że naprawdę jest "domowy". Urzekł mnie swoim smakiem i tym, jak dobrze gra z sernikiem.


W Pawilonie byłam też w pierwszym tygodniu, w ramach trasy Street Food - tutaj możecie sprawdzić co jadłam. 

OCENA: 4 / 5
cena: 13 zł 
PAWILON
ul. Wojska Polskiego 65/67, Aleksandrów Łódzki

***

Moim ostatnim daniem festiwalowym, w ramach trasy azjatyckie zupy, był kamo ramen z Sendai Sushi. To ramen na wywarze z kaczki z grzybami shitake, pędami bambusa i pieczoną piersią z kaczki w marynacie sojowej. Na wierzchu położony był pierożek gyoza.

Muszę powiedzieć, że był to mój mały festiwalowy zawód. Zupa naprawdę lepiej wygląda na zdjęciach, niż smakuje. Mocno grzybowy wywar sam w sobie był "cienki", nie miał "ciała" i był mało wyrazisty. Tak samo, jak grzyby, których w ogóle nie posolono - również były dość mdłe. Do ramenu wolę nieco grubszy makaron niż ten w Sendai Sushi. Niestety (albo i stety) z całego serca wyznaję ramen z ato ramen, więc automatycznie każdy do niego porównuję. Temu odrobinę brakowało. Żeby była jasność - wypowiadam się jedynie o tym konkretnym daniu, nie o wszystkich zupach dostępnych w standardowym menu restauracji. :)




Oczywiście to nie jest tak, że wszystko było złe. Kilka plusów też jestem w stanie wymienić, bo tak, takie były! Mięso z kaczki mi smakowało, było naprawdę dobrze przyrządzone. A japoński pierożek gyoza? Rewelacja! Żałuję, że pływał tam tylko jeden, bo był przepyszny. Spróbowałam go jako pierwszego z całego dania i miałam nadzieję, że zupa utrzyma podobny poziom.

Pozdrawiam też kelnera, który nas obsługiwał, bo mimo kilku niedociągnięć (chłopak się chyba dopiero uczył) czułam, że ekipa Sendai Sushi interesuje się swoimi gośćmi. I dziękuję za polecenie białej coli od Mr. Dark - fajny zamiennik standardowego, wszystkim dobrze znanego napoju.

OCENA: 3,5 / 5
Cena: 19 zł

SENDAI SUSHI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz